Rozdział 22
Gwałtownie zerwałam się z miejsca. Schowałam twarz w
rękach, by stłumić szloch po kolejnym koszmarze. Chwiejnie wstałam z łóżka i
zbiegłam po schodach, a następnie wyszłam z domu. Nie miałam kontroli nad
niczym. Nad tym co robiłam, co się działo ze mną. Nad obrazami w umyśle i
odgłosy strzałów. Znów to widziałam. Widziałam ich martwe ciała.
Szybki trucht zmieniłam na bieg. Biegłam przed siebie i
jedyne czego chciałam to pozbyć się tego wydarzenia w moich myślach. Poczułam
jakbym ponownie stała przy oknie i pozwalała im odejść. Sekundy w których
nacisnął spust były tak wyraziste w śnie, że odgłos strzału rozerwał mi każdą
słuchową komórkę. I strzały to wszystko co mogłam usłyszeć.
Zamglonym wzrok przeniosłam na drżące dłonie i
krzyknęłam, gdy zaczęły pojawiać się na nich czerwone plamy. Krew spływała po
moich palcach i kapała na ubrania. Szybko moje ręce złapały za włosy na głowie
i zaczęły ciągnąć za cebulki. Słowa krzyczane przez sumienie, nie chciały dać
mi spokoju. Ponieważ kochałam ich mordercę.
- Nie, nie nie nie… - krzyczałam, upadłam na kolana –
nie, nie, proszę odejdź… przestań krzyczeć.
Schowałam głowę w kolanach. Zesztywniałam i miałam
wrażenie, że wszystko się zatrzymało. Odgłosy mojego szlochu ucichły i oddech
uwiązł w mi gardle. Z szeroko otwartymi oczami, patrzyłam w dół. Kałuża krwi
rozpływała się wokół mojego ciała. Rozplotłam palce z włosy i ułożyłam je przed
siebie. Były całe czerwone, a z nich skapywały krople do kałuży.
Z mojego gardła wydobył się głośny krzyk przerażenia i
szybko cofnęłam się do tyłu. Upadłam na tyłek i z urwanym oddechem zaczęłam
raczkować do tyłu. Krzyczałam coraz bardziej, próbując uciec przed krwią, która
podążała moim tropem. To mnie pożerało. Byłam brudna. Każda część mnie była we
krwi rodziców. Zabiłam ich. Zabiłam ich.
- Nelly! – głośny krzyk przebił się przez moje własne.
Zatrzymałam się i spojrzałam przez ramie. Jen biegła w moją stronę. Na
wiotkich nogach próbowałam wstać, ale co
chwilę ślizgałam się na czerwonej cieczy, jakby chciała mnie wchłonąć. Wbiłam
paznokcie w ziemie i spróbowałam się podnieść. Zachwiałam się na nogach, ale
zaczęłam biec do przyjaciółki, wybuchając płaczem. Po chwili znalazłam się w
jej ramionach. Wtuliłam się w nią, bezpieczna od krwi i zdałam sobie sprawę z
tego, i szybko od niej odskoczyłam.
- Muszę pozbyć się tej krwi – krzyczałam histerycznie i
szarpałam na bluzkę Harry’ego – Krew, jest tu pełno krwi, musze się jej pozbyć,
mus…
- Nelly spójrz na mnie! – poczułam mocne szarpniecie.
Zaprzestałam szarpań z bluzką i spojrzałam na nią – Nie ma tu żadnej krwi. Nie
ma.
Pokręciłam przeczącą głową i uniosłam dłonie, aby jej
pokazać. I nie zobaczyłam na nich ani jednej kropli krwi. Spojrzałam na bluzkę,
która była pognieciona od moich szarpań, ale czysta. Spojrzałam za siebie i
zobaczyłam tylko zieloną trawę. Nie było żadnej krwi. Przełknęłam głośno ślinę,
a ulga wcale nie nadchodziła. Mogłam wyobrazić sobie to, ale to wciąż była
prawda mojej podświadomości.
Zanosząc się kolejnym płaczem, schowałam się w ramionach
Jen. Jedną ręką jeździła po moich plecach i szeptała uspakające słowa. Aż
zaczęłam powoli się uspakajać. Łzy przestały lecieć i dreszcze ciała ustąpiły.
Podniosłam głowę i chciałam się wydostać z ramion Jen,
aby wrócić już do domu. I wtedy go zobaczyłam. Stał kilka metrów przed nami,
skamieniały i patrzył jak zahipnotyzowany. Nawet z stąd mogłam dostrzec jak łzy
skapywały z jego oczu. Widziałam cały jego ból w załzawionych oczach. I
chciałam do niego pobiec, schować się w jego ramionach i poczuć, że dam rade.
Oboje damy radę żyć z tym co zrobiliśmy. Nie mogłam, coś mnie powstrzymało.
Również nie mogłam patrzeć na jego ból i szybko spojrzałam na Jen,
szukając w niej ratunku.
- Chodź, przejdziemy się.
Przytaknęłam. Jen odsunęła się i wciągnęła w moją stronę
rękę. Niepewnie na nią spojrzałam po czym przeniosłam wzrok na Harry’ego. Nie
ruszył się z miejsca, lecz widziałam jak jego lewa ręką drgnęła i delikatnie
uniósł ją w moją stronę, niepewny jakby się tego bał. Poczułam jak łzy zapiekły
moje zaczerwienione oczy. Tak bardzo chciałam złapać jego rękę. Gdy uniósł
swoją, poczułam jak moja zadrżała, pragnąc się z nim połączyć. I nagle poczułam
na niej ciężar. Wszędzie go czułam. Na sercu, w głowie i nie mogłam zagłuszyć
podświadomości, która krzyczała, że to wszystko było przez niego.
- Ja… ja – zająkałam.
- Nelly, idź na spacer z Jen – nagle Louis pojawił się
przede mną – Ja się nim zajmie, dobrze?
Przytaknęłam i dopiero dostrzegłam, że reszta również tu
była. Spuściłam głowę w przypływie wstydu i bez słowa odwróciłam się w
przeciwną stronę. Ruszyłam przed siebie z Jen.
Niedługo potem usiadłyśmy na odkrytym przez nas molu.
Drewniane deski nie były w najlepszym stanie. Powoli zaczynały próchnieć, a w
pewnych miejscach nawet ich brakowało. Uważając pod nogi, przeszłyśmy na sam
koniec i usiadłyśmy. Nasze nogi zwisały nad wodą.
Całą drogę milczałyśmy i wiedziałam, że teraz musiałam to
powiedzieć. Tego czego bałam się najbardziej i nie chciałam do siebie przyjąć.
- Kiedy to wróciło?
Wzięłam głęboki wdech i spuściłam wzrok.
- To nie tak działa, że raz wraca, a potem odchodzi na
kilka dni.
- To jak?
W jej oczach widziałam, że dobrze znała odpowiedź.
- Wydaję mi się. Boje się, że wraca za każdym razem, gdy
jestem z Harrym.
Moje serce pragnęło jego obecności. Jego dotyku, jego
głosu. Tylko moja podświadomość nie mogła wyprzeć tego. Ukryło się w niej
poczucie winy i przypominało o prawdzie, o której chciałam zapomnieć.
Jen szukała odpowiednich słów, aby odpowiedź. Próbowała
znaleźć rozwiązanie, ale obie wiedziałyśmy, że nie było niczego, co mogło by to
rozwiązać.
- Możesz zostawić mnie samą, proszę? – spojrzałam na nią
– Obiecuję nie robić niczego głupiego.
- Dobrze – westchnęła niepewnie. Wstała i wyjęła z dresów
swój telefon – Dzwoń jak coś.
Przytaknęłam i patrzyłam jak coraz bardziej się oddalała.
Westchnęłam i położyłam na plecach. Spojrzałam na niebo, było zachmurzone.
Zaśmiałam się bez humoru.
- Nie wierzę, że będę sama do siebie mówić – skrzywiłam
się – Ale wiem, że tu jesteście. Mogę to poczuć. Jak stoję przed wami i widzę
wasze zawiedzione spojrzenia. Bo tak jest, prawda? Oczywiście, że jest. Czy,
jak was przeproszę coś to da? Zniknie moje poczucie winy, a wy mi wybaczycie?
Nie chciałam tego, niczego co się wydarzyło. Nie wiem, już kogo powinnam
słuchać. Serca czy rozsądku. Jak się posłucham rozsądku czym dam radę żyć bez
wyrwanego serca? Jak się posłucham serca czy dam radę żyć z poczuciem winy? –
przetarłam palcami zaszklone oczy – Wiesz mamo, chciałabym teraz twojej rady.
Zawsze znajdowałaś rozwiązanie w sytuacjach, które dla mnie były bez wyjścia.
Czy teraz jakieś miałam? Boje się. Jak jeszcze nigdy. Powinnam odejść i
zostawić każdy powód, dla którego żyłam? Czy będę w stanie odejść? Nie chcę –
zaśmiałam się cicho pod nosem – Pamiętaj twoje słowa tato. Jak serce kocha prawdzie, mimo licznych upadków, zawsze wygra. Więc
będzie okey, jeśli pozwolę wygrać swojemu sercu? Nie wiem, jak miałabym stoczyć
tą walkę, ale tylko jednego byłam pewna. Nie chcę żyć bez niego. Wiem, że to w
nie porządku go kochać. Jednak, gdy straciłam wszelką nadzieje na szczęście,
sprawca mojego bólu, podarował mi je. Kawałek mojego szczęścia jest w nim.
Zrezygnowanie z niego oznacza, że mu też zabiorę szczęście. Czy mogę dostać
choć jedną odpowiedź? – spojrzałam na niebo – To głupie, że nie przyszłam na
cmentarz i was nie przeprosiłam. A gadam tu z nadzieją, że jak wypowiem te
pytania na głos, nagle zrozumiem ich odpowiedź. Nie byłam na cmentarzu, bo nie
pogodziłam się w waszą śmiercią. Może bycie z nim to oznacza, ale nie czułam
tego. Kocham cię mamo i tato. Wiem, że za mało razy to powtarzałam, ale kocham
was tak bardzo. Przepraszam, że was zawiodłam. Za to co robię, za to kim się
stałam i za to, że… go kocham.
Podniosłam się i ruszyłam w drogę powrotną. Chciałam go
zobaczyć, ale nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Boże, dlaczego to wszystko
musiało być tak trudne?! Wszystko, co robiłam i byłam pewna, że to było
właściwe, nagle zmieniało się w niewłaściwe. Byłam pewna, że szukając go
postąpiłam słusznie. Nie tylko ratowałam naszą miłość, ale też siebie. Od upadku
na samo do. Co prawda wisiałam nad przepaścią, ale Harry utrzymywał mnie przed
upadkiem. Jeśli teraz odejdę, puszczę się w tą przepaść. Nie chciałam z niego
rezygnować. Tak wiele przeszliśmy. Przez każde kłamstwo, które nas
rujnowało. Przez tak wiele bólu, gdy
rzeczywistość ściągnęła nas z hukiem na ziemie z naszego małego raju. Upadliśmy
z mocnym ciosem, ale mimo wszystko jakoś się trzymaliśmy. To wszystko, by teraz
zakończyć to? By rozeszły się nasze drogi?
Nie mogliśmy, nie po drodze, która razem przeszliśmy. Po
tym jak silna nienawiść do niego zrodziła się w jeszcze silniejszą miłość.
Siedziałam
przed telewizorem i oglądałam durną komedie romantyczną. Rodzicie siedzieli do
późna w pracy, więc bez żadnego jęczenia nad uchem, mogłam wyjadać cały zapas
słodyczy. Oni naprawdę myśleli, że nie wiedziałam o ich skrytkach.
Gdy
na ekranie główna bohaterka marzyła o dopiero co poznanym mężczyźnie, zadzwonił
dzwonek do drzwi. Z niezadowoleniem odłożyłam czekoladę i rzuciłam z siebie
koc. Naciągnęłam stary sweter i ruszyłam w stronę drzwi, gdy ktoś niecierpliwie
co chwilę dzwonił. Zirytowana przewróciłam oczami i szarpnęłam się za klamkę.
Tego się nie spodziewałam.
- Co
do cholery ty tu robisz? – warknęłam na Styles’a – Skąd wiesz gdzie mieszkam?
-
Byliśmy umówieni na randkę – postanowił zignorować moje ostatnie pytanie.
-
Nie, nie byliśmy.
Zamierzałam
trzasnąć mu drzwiami przed nosem. Jednak łajdak na czas wcisnął rękę, a potem
sam się wcisnął do środka.
-
Oh, kochanie. Nie przejmuj się. Nie wszyscy muszą mieć dobrą pamięć.
Zakpił
i gdyby tylko spojrzenie mogło zabić, leżałby martwy na moim nowym dywanie.
Z każdym spotkanie nienawidziłam go bardziej. Tak
przynajmniej myślałam. Za kurtyną nienawiści, rodziło się potężniejsze uczucie.
Włożyłam
całą siłę w trzaśnięcie drzwiami jego samochodu. Nic nie robiłam sobie z jego
morderczego spojrzenia i ruszyłam w miejsce, gdzie mieliśmy spędzić razem
wieczór. Do którego byłam zmuszona. W drzwiach stał już jakiś gość.
-
Nasza kochana, Nelly! – krzyknął uradowany blondyn.
Uniosłam
brwi i zaśmiałam się sztucznie. Odwróciłam się do Harry’ego, który czaił się za
mną.
-
Powiedz, że nie są takim frajerami jak ty!
Uśmiechnęłam
się do niego chamsko. Wyniósł mnie z domu w dresach i bez makijażu. Nie
zamierzałam być dla niego i jego bandy miła.
- To
moi przyjaciele – warknął.
-
Czyli są.
Odwróciłam
się i zobaczyłam innego chłopaka, stojącego obok blondyna. Mulat posłał mi
wściekłe spojrzenie. Musiał słyszeć moje słowa. I cholera dobrze. Harry
wepchnął mnie do środka, gdzie poznałam resztę jego przyjaciół. Kretyni
włączyli sobie mecz i oglądali.
-
Idę do łazienki – wyswobodziłam się z uścisku Harry’ego. Błądziłam po całym
domu i szukałam innego wyjścia, niż drzwi frontowe. Okno w kuchni przypadło mi
do gustu i chciałam działać ze swoim planem, ale do pomieszczenia wszedł Louis
z pustymi butelkami po piwie.
- Co
ty tu robisz? – uniósł brew.
-
Chuj cię to obchodzi.
Miałam
ich dość. I tego mieszkania.
-
Czy ty zawsze jesteś taka wredna?
Zignorował
mój ostry ton.
-
Dla was tak.
Uśmiechnęłam
się do niego wrednie, a on odpłacił się tym samym. Wyjął z lodówki nowe piwa i
zanim krzyknął, puścił mi oczko.
-
Harry, bo Nelly próbowała uciec!
Zacisnęłam
mocno szczękę i zanim zdążyłam go udusić, Styles wparował do środka. Bez słowa
pociągnął mnie za ramię i zaprowadził z powrotem na kanapę. Przycisnął mnie do
swojego ciała i specjalnie boleśnie wbił palce w moje biodro. Wściekła
spojrzałam na Louisa. Rozbawiony pokazał mi język.
Zaczął przejmować kontrolę nade mną. Pojawiał się we
wszystkim, co robiłam. Każdy dzień musiał być wypełniony jego niedorzeczną
osobą. I możliwe, że sama go wpuściłam do mojego życia.
- To
są moi przyjaciele – warknęłam do niego – nie zostawię ich, bo tobie zachciało
się bym siedziała z twoimi.
-
Chcesz się przekonać?- uniósł brew w rozbawieniu.
-
Nie zbliżaj się do mnie – odsunęłam się, by nie mógł mnie złapać i zawlec do
jego stolika. Był szybszy i jego ręka zdążyła owinąć się wokół mojego biodra,
zanim zdążyłam uciec. Podniósł mnie do góry i zaczął iść.
-
Harry do kurwy nędzy Styles puść mnie – darłam się na niego. Szczypałam jego
dłoń paznokciami, ale i tak posadził mnie na krześle przy chłopakach. Byli
rozbawieni moim gniewem.
-
Jak będziesz się wiercić, to cię przywiąże do tego krzesła – syknął mi do ucha.
Ustąpiłam
mu. Spojrzałam przez ramię na swoich przyjaciół. Ich spojrzenia pokazywały
tylko zawiedzenie.
Wdzierał się w moją skórę. Sprawiał, że w środku gubiłam
się. Kłóciłam się sama ze sobą i walczyłam z tym, co naprawdę pragnęłam. I
sprawił, że zawsze przegrywałam. Chociaż, gdy się uśmiechał do mnie, nigdy nie
czułam się przegrana.
- Dobra, skoro tego
chcesz. To idę – wzruszył ramionami.
- To
idź. Nikt cię nie zatrzymuje – również wzruszyłam ramionami.
- To
idę.
- To
idź.
Posyłając
mi ostatnie spojrzenie, odwrócił się i zaczął wolno oddalać się. Ugh! Mięczak.
Miał zostać! Zacisnęłam ręce w pięści i nie wierzyłam, że to robię.
-
Harry! – krzyknęłam za nim.
Wiedziałam,
że tego oczekiwał, a gdy się odwrócił z tym bezczelnym uśmiechem powinnam
powiedzieć tylko pierdol się, a zamiast tego powiedziałam.
-
Idę z tobą.
Wiedział, że zalazł mi za skórę. I widział każdą kłótnie,
w której próbowałam zaprzeczać. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Nie
chciałam mu tego pokazywać, ale on zawsze znajdywał sposób, aby mnie złamać.
Stałam
zza ladą w pracy. Nic ciekawego się nie działo. Stukałam palcami o blat. Czułam
cały dzień, jakby coś miało się dziś stać. Nie mogłam pozbyć się tego uczucia i
byłam nerwowa. Cóż, ostatnio ciągle byłam, odkąd ten dupek Styles wlazł do
mojego życia i zrobił ze mnie strzępek nerwów.
Nagle
drzwi kawiarni otworzyły się, a do środka wpadła grupka chłopaków. Zawzięcie
dyskutowali o dzisiejszym nielegalnym wyścigu. Harry chciał bym tam była,
dlatego tym bardziej nie poszłam. I nie interesowało mnie nic, co z było z nim
związane. Kompletnie nic.
Zignorowałam
to, gdy zmrużyłam oczy i próbowałam cokolwiek podsłuchać. I udałoby mi się,
gdyby Jen nie pisnęła mi nad uchem.
-
Czego twoja dusza pragnie? – spojrzałam na nią.
-
Gdzie twój czarny rycerz? – zapytała rozbawiona.
-
Mam nadzieję, że wywiało go w chuj daleko – warknęłam siląc się na obojętny
ton. – A czemu pytasz?
Przeklęłam
pod nosem, że te słowa musiały mi uciec. Jen uśmiechnęła się na to.
-
Podobno dzisiaj był wyścig. Słyszałem, że ktoś się rozbił.
Przełknęłam
głośno ślinę. Moje serce mocniej zabiło, ale zignorowałam je.
-
Jakoś mnie to nie obchodzi. Nawet mógłby być to Harry. Wisi mi to.
Wzruszyłam
ramionami.
- To
on się rozbił – czekała na moją reakcje – Wszyscy o tym mówią.
Zesztywniałam
na jej słowa, ale jej wymowne spojrzenie sprawiło, że szybko się otrząsnęłam.
Chciała mnie sprawdzić. Nikt nie wierzył, że nie zależało mi na nim.
-
Nadal mnie to nie obchodzi.
Odeszłam
od niej. Zagryzłam wargę i próbowałam samą siebie przekonać, że nie obchodziło
mnie to. Wszyscy do cholery mylili się. On się mylił. Nie obchodził mnie. Nie
zakochiwałam się w nim. Tego kretyna nie można kochać. Nie zależy mi!
-
Podobno Styles może z tego nie wyjść.
Usłyszałam,
gdy przechodziłam obok stolika nowej grupy. Odwróciłam się do nich i z hukiem
odłożyłam tace z brudnymi naczyniami na ich stół. Wszyscy podskoczyli.
Uśmiechnęłam się do nich sztucznie, ale mój głos ociekał jadem.
- Coś
ty powiedział?
Jeden
z nich, przełknął głośno ślinę.
- To
był ciężki wypadek. Może tego nie przeżyć. – powtórzył szeptem.
Wyprostowałam
się i wzięłam głęboki oddech. Nie ruszy mnie to! Spojrzałam przed siebie i
zobaczyłam Jen, która stała zza ladą i obserwowała mnie z podniesioną brwią.
-
Kurwa – szepnęłam pod nosem.
I
wbrew sobie wybiegłam z kawiarni. Biegłam do miejsca, w którym odbywały się
wyścigi. Przeklinałam tego idiotę na wszystkie sposoby i siebie, że poddałam
się i biegłam do niego. Jak żałosna idiotka z nadzieją, że było z nim wszystko
dobrze.
Zatrzymałam
się i sapnęłam, gdy zauważyłam jego bandę na trybunach. Siedzieli i pili piwa.
Co do cholery?
-
Gdzie Harry?
Krzyknęłam
do nich. Nie mogli pić przez jego śmierć. To niemożliwe. Styles by tak szybko
się nie poddał. To nie mogła być kurwa prawda!
- Za
tobą kochanie.
Odwróciłam
się i szybko przebiegłam wzrokiem po jego ciele, aby szukać jakiś ran. Tylko
znalazłam jego przemądrzały uśmieszek.
- Co
do cholery? – nie miał ani jednego zadrapania.
-
Jednak ci zależy.
Uśmiechnął
się zwycięsko, na co zacisnęłam usta. Wymyślił plotki o jego wypadku, żeby
tylko sprawdzić czy polecę do niego. To by oznaczało, że mi zależało.
Przegrałam wtedy tamtą grę i również wygrałam. Bo w
tamtej chwili nie umiałam już dłużej temu zaprzeczać. Zakochiwałam się w nim.
Nienawidziłam go za to jaką ścieżką do mnie docierał. W jaki sposób miał nade
mną kontrole. Zmieniał mnie i uzależniał od siebie. Bez niego nie mogłam już
być waleczną dziewczyną. Bez niego traciłam kontrolę. Nad sobą. Nad swoim
sercem. I dopóki był przy mnie, kochałam tracić kontrole. Nie pamiętam momentu
w którym zaczęłam czuć się przy nim bezpiecznie i tak szalenie zakręcona na
jego punkcie. Zgubił mnie i moje dawne życie, a ja czując się przez niego
kochana, nie chciałam odzyskać tego życia.
Wzięłam głęboki oddech zanim weszłam do naszego domu.
Podskoczyłam w miejscu, gdy nagle Jen z chłopakami, zjawili się przede mną.
Popatrzyłam na nich zdezorientowana.
- Wróciłam? – rozłożyłam ręce, niepewna tego co właśnie
się działo.
- Mamy dla ciebie niespodziankę.
Musiałam kilka razy mrugnąć, żeby przetrawić te słowa. I
kilka następnych mrugnięć, aby upewnić się, że to Malik to powiedział. A
później zobaczyłam, że wszyscy się ulotnili, zostaliśmy tylko we dwójkę.
- Chcesz mnie zabić? – zapytałam go. Ruszył w swoim
kierunku i kazał iść za sobą. Niepewnie ruszyłam za nim.
- Dlaczego tak uważasz?
Serio? Musiał o to pytać. Wywróciłam oczami.
- Nienawidzisz mnie.
- Nazwałaś mnie frajerem. Nawet mnie nie znałaś –
pamiętam to – Mam prawo cię nienawidzić.
Skrzywiłam się sama do siebie.
- Może i nie znałam, ale wcale się nie myliłam –
wzruszyłam ramionami.
Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
- Nie jestem nim – nie wydawał się zły – Gdybym nim był,
siedziałbym teraz i patrzył z uśmiechem, jak tracisz kontrolę nad wszystkim –
zacisnęłam mocno usta – Nie robię tego. I nawet chce ci pomóc.
Usta drgnęły mi w rozbawieniu, ponieważ wielki Malik
chciał mi pomóc. I później dostrzegłam z jego miny, że nie żartował.
- Dlaczego miałbyś mi pomóc?
- Nadal uważam, że jesteś głupią suką – teraz uwierzyłam
w jego słowa – ale też silną babką. Masz większe jaja niż niejeden facet.
Podziwiam cię, że masz siłę tu być.
Rozszerzyłam oczy w zaskoczeniu. Otworzyłam usta, ale nie
wiedziałam co miałam odpowiedź.
- Zapamiętaj to, bo nigdy tego nie powtórzę. – wycelował
we mnie palcem.
Zanim znów pojęłam, co do cholery się działo, wylądowałam
na pustym polu. Malik nagle mi zniknął i gdy chciałam na niego nawrzeszczeć,
pojawił się przede mną.
- Bitwa na wodę! – i wtedy poczułam na sobie zimną wodę.
Spływała mi od czubka głowy. Wkurzona spojrzałam na Malika, który stał z pustym
wiaderkiem.
- Jak ma mi to do cholery pomóc, Malik? – wrzasnęłam.
- Nijak. Dobrze się bawię patrząc teraz na ciebie –
zaśmiał się.
- Zginiesz marnie frajerze!
Specjalnie powiedziałam ostatnie słowo i rzuciłam się
bieg za nim. Rzeczywiście mi pomagał. Przez kolejne kilkadziesiąt minut,
wszyscy zaczęliśmy wojnę na pistolety i wiadra, a ja zapomniałam o tym jak zaczął
się ten dzień. Śmiałam się i odegrałam na Maliku, który w końcu pośliznął się
na trawie i zaliczył glebę. Stanęłam nad nim z uśmiechem i podarowałam mu całe
wiadro lodowatej wody.
Na koniec wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki. I
wszyscy zapomnieli, że brakowało Harry’ego i Louisa. Ja zapomniałam, że
rozpadam się od środka.
Zmęczenie opadaliśmy na trawę. W miejscu gdzie było
słychać przed chwilą tak wiele śmiechów zapadła cisza. Rzeczywistość znów nas
dopadła.
- I co teraz?
Spojrzałam na Niall’a. Wiedziałam, że nie pytał o dalsze
spędzania czasu. Patrzył na mnie, jak pozostała reszta i czekali na odpowiedź,
której sama nie znałam.
- Nie wiem – spuściłam głowę.
Czy to świat był chory, czy ja, że oni właśnie byli ze
mną? Harry i jego banda, byli ze mną, gdy to przez nich zawalił się mój świat.
Może to ja byłam chora, że na to pozwalałam. Może zwariowałam myśląc, że przy
nich mogę być szczęśliwa. Zwariowałam, bo ich potrzebowałam. By uratowali mnie
z przepaści, do której zepchnęli.
Szłam polną ścieżką na kolejny spacer. Chciałam znaleźć
Harry’ego. Potrzebowałam go zobaczyć. Nieważne, że nie wiedziałam, co
powiedzieć. Chciałam wierzyć, że jego dotyk sprawi, że nagle wszystko będzie
dobrze.
Zatrzymałam się słysząc czyjś głos. Odwróciłam się w
prawo i dostrzegłam dwie sylwetki. Harry i Louis. Siedzieli do mnie tyłem.
Wstrzymałam oddech, jakbym się bała, że mnie przez niego usłyszą. Dzieliło nas tylko drzewo. Po cichu usiadłam
po drugiej stronie i oparłam się plecami o kore. Nie mogli mnie zauważyć. Moje serce rozpadało się na jego cichy
szloch.
- Dlaczego nie mogłem się powstrzymać? – usłyszałam jego
cichy głos – Wiedziałem, że coś do niej czułem. Zniszczyłem wszystko przez
cholerną zemstę. Zniszczyłem siebie. Zniszczyłem ją. Jedyną osobę, która była
dla mnie wszystkim. A teraz ją straciłem.
- Harry, ona tu ciągle jest – przypomniał mu Louis –
Nadal cię kocha. Próbuje walczyć i musisz walczyć z nią…
- Czy ty widziałeś ją dzisiaj? – przerwał mu – Jest
skrawkiem tego kim była wcześniej. Stłukłem ją na kawałki. Nigdy sobie tego nie
wybaczę. I ona mi nie wybaczy. Zawsze będę mordercą jej rodziców.
Zacisnęłam mocno pięści na bluzce, by stłumić szloch.
Każdego jego słowo rozrywało mnie. Słysząc jego płacz, miałam ochotę płakać
bardziej. Pozwoliłam łzom płynąc wzdłuż moich polików.
- Nigdy już mi nie zaufa. Nie pokocha jak wcześniej.
Nie mogłam pozwolić, żeby tak to się skończyło. Dlaczego
siedzieliśmy tak blisko siebie, lecz nadal tak daleko? Dlaczego tak trudno było
mi wstać i podejść do niego? Powinnam mu powiedzieć Co z tego, może byłam inną osobą. Bardziej podatną na zranienia i mniej
silną. Ale wciąż z sercem, które cię kocha. I stoję tu by walczyć i jestem
gotowa pokonać cały świat, by ujrzeć twój uśmiech.
To powinnam powiedzieć. Gdybym, tylko nie miała ich krwi
na rękach. Ich życia na sumieniu. Walczyłabym tak, jak powinnam. Gdyby to, co
nas rozbiło, już dawno byłoby przeszłością.
- Myślisz, że jakby cię kochała, przemierzyłaby tyle
świata aby cię odnaleźć? Słyszałeś Kevina. Wyzywała uliczny gang i mogła zginąć.
Mogła być martwa, bo chciała tylko dowiedzieć się gdzie jesteś – przerwał na
chwilę Louis – Nie cofniesz tego co zrobiłeś. Oboje nie zapomniecie o tym. I
możliwe, że zawsze będzie to stawało wam na drodze. Tylko, co świadczy dla
ciebie, że ona tu jest? Walczy każdego dnia z wyrzutami sumienia i z każdą
przeciwnością? To może oznaczać tylko miłość. Zostawiłeś ją i dałeś jej szansę
na życie bez ciebie. Ona go nie chciała. Wróciła do ciebie, bo kocha cię tak
bardzo, że zachowuje się jak szalona wariatka. To musi oznaczać, że wierzy, że
możecie to jakoś pokonać. I wiem w jakim była stanie dzisiaj, ale nie
wyjechała. Walczy i ty też nie możesz się poddać.
- Nie mogę patrzeć jak cierpi. Przy mnie musi ciągle
walczyć, aby poczucie winy i jej własna podświadomość jej nie zmiażdżyła. Przy
mnie zawsze już będzie musiała walczyć.
- I co, poddasz się? Pamiętasz co mi powiedziałeś w
samolocie, zaraz jak ją zostawiłeś? Że oddałbyś wszystko by cofnąć czas i
oddasz wszystko, by mieć kolejną szansę, by choć w małym kawałku to naprawić.
Nawet swoje życie. Teraz bracie masz tą szansę.
- Skąd wiesz, że mam? Może już wyjechała, co powinna do
cholery zrobić. A nawet jeśli nie, pewnie siedzi teraz i płacze przez mnie. Nie
wie co ma zrobić i to ją wyniszcza. Ja ją wyniszczam, gdy pozwalam jej mieć
wybór.
- O czym ty do cholery mówisz…
Louis przerwał, gdy postanowiłam wyjść zza drzewa. Ich
wzrok padł na mnie. Spojrzałam prosto w załzawione zielone oczy.
- Chcesz mnie zostawić?
Matulo, przeraziłam się, kiedy spostrzegłam, że przez prawie miesiąc nic nie dodałam. Kochane kociaki wybaczcie, ale to wina braku dostępu do laptopa. Jeśli chodzi o kochanego lapcia, to właśnie urządzam mu pogrzeb i wszystkiemu, co na nim było. Straciłam wszystkie pliki. A naprawa kosztuje tyle, że bardziej opłaca się kupić nowy. Tylko, że nie wiem, czy będę miała nowy.
Nie wiem co dalej. Naprawdę nie chciałabym porzucać pisania. Zrobię wszystko, by nie być do tego zmuszona. Znajdę sposób na pisanie i proszę Was o cierpliwość. Rozdział może być szybko albo późno. Przepraszam.
Przy pisaniu tego rozdziału płakałam, jak małe dziecko. A u was, wywołałam łzy?
Postaram się, jak najszybciej wrócić. Love you xx
Postaram się, jak najszybciej wrócić. Love you xx
Bejbasku! piszta to dalej i jak mi ich rozdzielisz to zabije osobiście. opisywałaś jej uczucia, tak 'dobitnie', że mało brakowało, a sama bym się rozryczała. ale nie! bo ja twarda nie miętka, jak to mówią. Harry, jak ją zostawi, to go uduszę! :D
OdpowiedzUsuńbuziaki w pysiaki :*
Omg! Mega! Oni muszą być razem! Bez siebie są jak samochód bez kół. Dziwne porównanie... Ale ok xd. Pisz. Kocham te opowiadanie :-*
OdpowiedzUsuńOMG! Jeny tyle czekalam na ten rozdzial i widze ze bylo warto. bede czekac na kolejny i nie wazne ile bedzie to trwac, bo i tak tu zostane.
OdpowiedzUsuńCo do laptopa to wspolczuje...
Dzisiaj krotko, poniewaz pisze na niemeckiej klawiaturze co nie jest za przyjemne, moze pozniej cos dopisze, wiec pozdrawiam Kate
No więc...
UsuńRozdział jest super, w żadnym wypadku nudny.
Rozumiem Cię jeżeli chodzi o laptopa i mam nadzieje, że jakoś znajdzie się jakieś wyjście z tego problemu, bo przecież nie każdego stać na nowy komputer, dlatego trzymam za Ciebie kciuki.
teraz do Harry'ego: Ja Ty ją zostawisz, znów, to znajdę Cię i dostaniesz solidnego kopa w tyłek byś otrzeźwiał. Przecież tyle przeszliście, Nelly Cię szukała i jak to nie jest wartę walki z problemami to ja już nie wiem w co wierzyć...
"- Chcesz mnie zostawić? - spytałam patrząc w jego oczy." wiesz co Nelly? Ja ci odpowiem na twoje pytanie: NIE, NIE ZOSTAWI CIĘ!
OdpowiedzUsuńHarry, nawet się nie waż, rozumiesz? Nie po tym wszystkim, co przeżyliście, rozumiesz? Zaszliście zbyt daleko, aby się teraz wycofać, okej? Także spinaj swoje seksowne poślady i seks na zgodę!
Omg, ten rozdział jest taki smutny, że normalnie płaczę. Co ty ze mną robisz? Mistrzu, kocham Cię, ale nie rób tego więcej, musi być wesoło, chyba im się należy, nie? No pewnie, że tak :D
Nie mogę patrzeć na ból Nels, normalnie rozpadam się na kawałki, kiedy ona tak cierpi. Biedna, ma teraz dużo na głowie i ogromne poczucie winy. W sumie nie dziwię się jej, bo sama na pewno też bym się obwiniała za śmierć moich rodziców.
W każdym razie kocham ten rozdział i czekam na następny.
Pamiętaj, że jesteś najlepsza, Olcia! Niesamowita kobieta! ♥
Pozdrawiam i życzę weny xx
Niesamowity rozdział ;***
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Boskie opowiadanie:-) :-)
OdpowiedzUsuńWspaniale piszesz :* Czekam na następną cześć :) <3
OdpowiedzUsuńNie, on jest na pewno nie zostawi. Nie może! Dopiero co do siebie wrócili. Błagam nie rób mi tego :)
OdpowiedzUsuńCzekam oczywiście na kolejny tak cudowny rozdział
Agan :*
Jeszcze chyba nigdy tak bardzo nie plakalam czytajac bloga :)
OdpowiedzUsuńwypłakałam chyba ze 2 chusteczki ale rozdział był tego warty :***
OdpowiedzUsuńJeju rozdział super :* zresztą jak zawsze.
OdpowiedzUsuńPłakałam normalnie jak małe dziecko :/
Uwielbiam sposób w jaki piszesz i jakie wzbudzasz emocje :** i proszę cie pisz dalejj nie zostawiaj mnie :c ja to zawszec bd csytac twoje ff bo one są inne od tych wszystkich, nie są przereklamowane i tandetne. Mają swoją wspaniałą historię uwielbiam cię ♡
Dopiero odkryłam twojego bloga. Masz wielki talent blog jest zajebisty. Czekam na następny :-*
OdpowiedzUsuń