Rozdział 14
Wybudziłam się ze snu, ale wcale nie miałam ochoty
otwierać oczu. Wczorajszy wieczór był dla mnie zagadką. Czarna dziura w głowie
tylko upewniała mnie, że jak podniosę głowę, to poczuje niemiłosierny ból. Kac
nie miał zamiar być dla mnie wyrozumiały.
Suchość w ustach i potrzebna picia zmusiła mnie do
podniesienia powiek. Przetarłam zmęczone oczy palcami i ziewnęłam. Z jęknięciem
podniosłam się i od razu moje palce powędrowały na pulsującą głowę. Ten dzień
śmiało mogłam zaliczyć do kolejnych nieudanych.
Wyszłam z pokoju i szurałam nogami po korytarzu. Każde
mijane znane mi pomieszczenie mówiło, że byłam w domu Harry’ego. Ta niewiedza
była dobijająca i frustrująca. Z tego, co pamiętałam, powinnam obudzić się u
Jen.
Nie minęła minuta, a poczułam zapach bekonu na dole.
Skrzywiłam się na samą myśl o jedzenie i niechętnie ruszyłam w stronę zapach.
Znalazłam się w kuchni, gdzie był też Harry. Stał tyłem w samych dresach i
przygotowywał śniadanie. Albo i obiad. Która godzina tak w ogóle była?
Zmieniłam obiekt westchnień na butelkę wody przy blacie.
Zwinie przeszłam całą kuchnie i zrzuciłam się na nią. Nie robiłam przerw między
łykami, na co Harry zareagował śmiechem. Spojrzałam na niego z morderczym
wyrazem twarzy. Uśmiech nie zniknął z jego ust, gdy podszedł do szafki i wyjął
z niej listek tabletek, a potem podsunął mi. Od razu połknęłam dwie.
- Dlaczego tu jestem?
Usiadłam na krześle. Wszystko dzisiaj było męczące.
- Miałem cię zostawić samą na cmentarzu w środku nocy? –
spojrzał na mnie z kpiną.
Rozdrażnił mnie tym.
- Mogłeś mnie tam zostawić i mieć spokój – warknęłam –
Wytłumacz mi, dlaczego tu jestem?
Podszedł do mnie i stanął tak blisko, aż czułam jego
oddech na twarzy. Przełknęłam głośno ślinę. Jedną rękę położył na oparciu
krzesła, a drugą na stole, zagradzając mi jedyne wyjście. Mimo strachu, który
we mnie rósł, zawzięcie patrzyłam w jego oczy. I nie widziałam w nich coś co,
co mogłoby uspokoić mnie. Pustkę. Widziałam tylko pustkę.
- Ponieważ, jestem samolubny i nie pozwolę ci odejść. Bez
ciebie nie dam rady.
Prychnęłam na jego obojętny głos. Położyłam ręce na jego
torsie i odepchnęłam. Ku zdziwieniu cofnął się, ale z pewności nie za sprawą
mojej siły. Podszedł do blatu i kończył robić śniadanie.
- Jak mam ci uwierzyć w twoje słowa, skoro wypowiadasz je
z obojętnym wyrazem twarzy? Twoje słowa wydają się niewinnym kłamstwem dla
naiwnej panienki, którą chcesz zaliczyć.
Byłam zirytowana i podenerwowana z braku jego niewiedzy
jak jego słowa i postawa sprawiały mi ból.
- Ty nie musisz się o to martwić. Nigdy nie musiałem
kłamać, aby cię zaliczyć – uśmiechnął się cwanie.
Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów.
Odrzuciłam od siebie chęć krzyczenia i wyzwania go. Otworzyłam powieki i
podskoczyłam na krześle. Jego zielone chłodne oczy były tuż przed moimi.
Wkradały mi się w duszę i próbowały odczytać wszystko, co było we mnie. Byłam w
jego pułapce i dobrze wiedział, jak na to zareaguje. Jego miętowy oddech na
mojej twarzy, łagodził każdą rysy zdenerwowania, a zapach mocnych perfum sprawił,
że przestałam pamiętać przez, co się zdenerwowałam.
- Wybacz, że nie klęczę na kolanach i płacze załamany –
przemówił i cały czar prysł.
Jeszcze chwila w
jego oczach i uwierzyłabym, we wszystko co jego usta wypuszczą. Dlatego
odwróciłam wzrok i odetchnęłam czując przypływ odwagi. Całe zdenerwowanie
powróciło.
- Wystarczy, że przestaniesz udawać dupka – warknęłam
prosto w jego rozchylone ust.
Zignorowałam potrzebę pocałowania ich.
- Więc nie jestem dupkiem, który zabił twoich rodziców,
tylko go udaje? – zapytał chłodno.
Przestałam oddychać przez jego słowa. Łzy momentalnie
zaatakowały moje oczy i musiałam powstrzymywać się, aby nie dostrzegł ich.
- Dlaczego to mówisz, Harry? Myślałam, że chcesz
spróbować to naprawić.
Szepnęłam. Moje
serce przeszył ból, gdy śmiech wypełnił ciszę. Cisza, która była dla mnie w
tamtym momencie ukojeniem.
- Nelly – spoważniał i spojrzał mi w prosto w oczy – Sama
nie wierzysz, że możemy to naprawić – odsunął się – Ty mnie nienawidzisz, ja
ciebie. – wzruszył ramionami.
- Nic nie zrobiłam, abyś mnie teraz nienawidził!
Krzyknęłam zbulwersowana. Wstałam z krzesła i stanęłam
przed nim, ściskając ręce w pięści. Nie miał prawa mnie nienawidzić. Nigdy nie
dałam mu ku temu powodów. Nie odpowiadałam za czynów moich rodziców.
- Owszem zrobiłaś – warknął, również wyprowadzony z
równowagi – Nienawidzę cię za to, że sprawiłaś, że stałaś się cholernym sensem
mojego pieprzonego życia!
- Nie kazałam ci się we mnie zakochiwać! – warczałam.
- To przestań być tak perfekcyjna – krzyknął – Myślisz,
że chciałem zakochać się w córce moich wrogów? Nigdy, ale ty kurwa musiałaś
okazać się pieprzonym cudem, który pokazał mi światło w tej ciemności.
Nienawidzę cię za to, że ten świat bez ciebie wydaję się kurwa nic nie wart.
Dlatego będziemy razem do pieprzonej śmierci.
Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam, jak wkurwiony
opuścił kuchnie. Przetarłam szybko twarz, gdy pierwszy łzy znalazły drogę
ucieczki. Nie zamierzałam płakać. Powtarzałam sobie to w myślach, ale to było
całe moje pieprzone życie. Było trudne i dlaczego on był tak trudny? Nie byłoby
łatwiej, gdybyśmy od siebie odeszli?
Przerażała mnie wizja samotności. Na początku byłoby
strasznie. Ból byłby nie do zniesienia. Wszystko podpowiadałoby mi, że umiera
każda cząstka mnie z tęsknoty za nim. Ale wciąż bym żyła. Ze złamanym sercem,
bez sensu na kolejny dni. Każdy dzień składałby się z nieprzespanych nocy,
tęsknoty i zapiciu bólu. Leżałabym na samym dnie bez nikogo, kto mógłby pomóc
mi wstać.
Nawet jeśli przypadek zesłałby mi jakąś dobrą osobę na
mojej drodze, nie pomogłaby mi. Byłabym stracona bez niego na zawsze.
Zniszczona. Martwa w środku. Na końcu pojawiałaby się nienawiść. Opętała moje
pozbawione siły ciało. W każdej minucie obwiniałabym go za wszystko. Nienawiść
okazałaby się tak silna, że zabiłaby resztki miłości do niego. Tak bym
skończyła, gdyby pozwolił mi odejść. Może bym potrafiła przestać go kochać, ale
nadal byłabym martwa z pustką w serce po jego miłości.
Osunęłam się o podłogę i podparłam o ścianę. Podkuliłam
nogi pod brodę i zaczęłam zastanawiać się, ile jeszcze dam rady przy jego boku.
Nigdy nie uważałam siebie za silnego człowieka. Każde złe słowo skierowane we
mnie, odbijało się o moją duszę i zostawiało bolesne rany. Z każdym takim
słowem traciłam pewność siebie. Bo wierzyłam im. W każde słowo i w końcu
uwierzyłam, że taka właśnie była. Złożona z niedoskonałości.
Nie rozumiałam, aż dotąd, dlaczego próbowali mnie
zniszczyć. To przez nich, gdy taki Hary Styles pojawił się na mojej drodze, nie
mogłam uwierzyć, że mógł zainteresować się zepsutą dziewczynką. Teraz
wiedziałam przynajmniej, dlaczego to zrobił.
Jednak moje zaufanie do niego przychodziło małymi
kroczkami. On małym krokami sprawiał, że przestawałam im wierzyć. Zobaczyłam
dziewczynę w lustrze jego oczami. Mówił, że byłam idealna. I przestałam zwracać
uwagę na innych, nie chciałam być już dla nich wyjątkowa. Byłam dla niego i to
mi wystarczało. Jego miłość okazała się ratunkiem dla mojej zguby.
Zawdzięczałam mu życie, kto wie ile, wytrzymałabym pod złą presją innych. Byłam
ofiarą, która na to nie zasłużyła i błagałam o anioła, który odzyskałby dawną
mnie. Pojawił się, ale ukrył prawdziwą tożsamość i zamiary. Gdybym wiedziała,
że uratował mnie tylko po to by za chwilę, jeszcze bardziej zniszczyć, nigdy
bym nie przyjęła jego wyciągniętej ręki.
Myślałam, że był moim koszmarem. Zaczęliśmy znajomość w
nie najlepszy sposób i nie była to historia, którą mogło opowiedzieć się swoim
dzieciakom, jak ich rodzice się poznali. Gdybym jednak musiała opowiedzieć, kim
był dla mnie Harry Styles. Zaczęłabym od prawdy, jak nasze pierwsze spotkanie
było przerażające i nie zostawiło dobrego wrażenia. O nienawiści, gdy bez
mojego pozwolenia uważał, że należałam do niego. I jak wszystkie te uczucia
zrodziły się w miłość. Przestałam się bać jego, zaczęłam tego, że pewnego dnia
po prostu odejdzie. Jego obecność każdego dnia i każdej nocy sprawiła, że
zapomniałam, jak jest żyć samej. Opowiedziałabym, jak każda minuta w której był
przy mnie, była tą najcenniejszą. Każdy jego oddech był moim. Jak bardzo
wierzyłam w naszą miłość i nigdy nie spodziewałam się, że mój anioł, który
nauczył mnie na nowo żyć, mógł przemienić się w diabła i pokazał świat, o
którym nie śniłam nawet w najgorszych snach.
Chciałabym wierzyć, że przyszłość była przed nami.
Chciałam opowiedzieć naszym dzieciom,
jak bardzo go kochałam i do tej pory, to uczucie nie osłabło. Nauczyć
ich jak ważna była miłość w naszym życiu, mimo wielu bolesnych ran. Lecz nigdy
nie będę mogła. Jak mogłabym wmawiać coś w co sama nie wierzyłam? Nigdy nie
skłamałabym, gdybym powiedziała, że ta miłość była piękna. Tylko dziś nie miała
w sobie nic pięknego. Wkradła się w nią toksyczność, która nas niszczyła.
Uwięzieni jak w pułapce, bez ucieczki razem zginiemy. A nasza miłość nigdy nie
była słabsza.
Nie wierzyłam już w nic. Ani w jego słowa. Wszystko
zaprzeczało temu, co mówił. Gdy byłam gotowa uwierzyć, dawał mi coraz więcej
powodów, abym tego nie robiła. Zachowaniem pokazywał, że tu nigdy nie chodziło
o mnie. Zawsze dbał tylko o siebie. Nie obchodziło go, że nie chciałam z nim
żyć. Wiedział, jak bardzo bolało ich śmierć i rozumiał, że moja nienawiść była
słuszna i był przekonany, że patrząc na niego widziałam ich, ale nie chciał
pozwolić mi odejść. Był cholernie świadomy, ale tak bardzo przerażony
samotnością, że przestał patrzeć na moje uczucia. Moim cierpieniem karmił swoją
pokusę zemsty.
Zawsze różniliśmy się charakterami. Nigdy do siebie nie
pasowaliśmy. Nasze życia były odmienne. A teraz nasza miłość nie była taka
sama. Widzieliśmy i czuliśmy ją inaczej. Nie wiedziałam, co się działo w jego
sercu. Mogłam tylko wnioskować po zachowaniu, że byłam dla niego przekleństwem.
Karą za jego czyny. Sprawiłam, że doskonały plan runął i zamienił się w kupę
niespodziewanego bólu. Czy byłam z tego dumna? Byłabym, gdybym sama nie była w
środku tego piekła.
Tydzień
później.
Minął zaledwie tydzień i świadomość, że przed nami
jeszcze połowa życia mnie przerażała. Upadłam, chociaż na plecach miałam tylko
połowę ciężaru, który czekał na mnie. Usychałam, bo był obok, ale nie mogłam go
dotknąć. Pocałować. Jakby był nieosiągalny, ale cały czas na wyciągnięcie ręki.
Siedem dni. Wydawało się tak mało, a upłynęły jak wieczność. Każdy dzień
spędzony tak samo. Znikanie Harry’ego od samego rana. Wracał wieczorami i
przesiadywał na kanapie. Razem oglądaliśmy filmy, ale bez słów i dotyku.
Jakbyśmy nie istnieli dla siebie. Jakby wystarczała mu tylko wiedza, że byłam
gdzieś obok. Nie potrzebował mojego dotyku, ciepła. I ten czas okazał się dla
mnie odpowiedzią. Jeśli mamy razem żyć to chce skończyć z tym. Jego zemsta
odegrała wielką rolę w moim sercu i w naszej miłości, ale była za słaba, aby ją
pokonać. Nikt nie rozumiał tego co chciałam zaraz zrobić. Jak wielką siłą miała
ta miłość. Zatraciłam się w niej. Zatraciłam się w nim. Nie potrafiłam dłużej
żyć w ten sposób. Straciłam przeszłość, która okazała się wielkim kłamstwem. I
teraz odbijała się na teraźniejszości. Nie pozwalała mi zapomnieć o ranach i
sprawiała, że rozpadałam się od środka. I skończyłam z tym. Chciałam zamknąć
to, ponieważ ta chora miłość jakiś cudem mnie powstrzymywała i chciałam
walczyć, aby przyszłość była, choć w połowie dobra.
Zimnymi dłońmi przetarłam twarz i na zdrętwiałych nogach wstałam z kanapy. Podeszłam do
barku z alkoholem i wzięłam dwie butelki whisky. Zacisnęłam na szkle palce i
mimo guli w gardle, pewnym krokiem wdrapałam się po schodach i weszłam do
pokoju. Być może mogłam tego później żałować.
Drzwi pod moim ciężarem otworzyły się na rozcież.
Stanęłam na środku pokoju i spojrzałam w jego zielone oczy. Obserwowały mnie z
zaciekawieniem, a jego usta zmagały się z uśmiechem. Zapewne był rozbawiony
moją bojową podstawą.
- Skoro przed nami całe życie – zacięłam się, gdy
podniósł się do pozycji siedzącej i nie spuszczał ze mnie wzroku – to, chociaż
przeżyjmy je dobrze – uniosłam ręce z butelkami.
Harry uwolnił swój uśmiech i przyjął butelkę, którą mu
podałam. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam obok, zabierając się za swoją. Wziął
potężny łyk i po przełknięciu wykrzywił twarz. Powtórzyłam jego ruch.
- Dlaczego to robisz?
Jego chrapliwy głos był wspaniałą melodią dla moich uszu.
Wzięłam głęboki oddech i przełamałam się, aby powiedzieć coś, co było absurdem
tej sytuacji.
- Bo też cię kocham dupku.
Stuknęłam swoją butelką w jego i wypiłam toast za naszą
toksyczną miłość, która nas powoli zabijała, lecz gdy byliśmy oddzieleni, była
wszystkim, czego pragnęłam. Skoro i tak mieliśmy umrzeć, dlaczego by nie razem?
Anioł umierający w ramionach diabła. Świat nas nie
zabije. To my siebie zabijemy naszą miłością.
Dobry, piękne kociaki.
Nadszedł okrutny czas, gdzie trzeba poprawiać oceny i zakuwać mocno. No dobra, ja się nie uczyłam, ale i tak ten czas gdzieś mi uciekał.
Love you xx
Świeeeeeeetny. Nie wiem co jeszcze ci powiedzieć bo rozdział na serio genialny, zresztą jak calutki blog.
OdpowiedzUsuńMoże w końcu będą razem, może im się ułoży.. Ah ta moja wyobraźnia :D
Czekam na next :*
Jak przeczytałam końcówkę to bałam się ze to ostatni rozdział ale na szczęście się pomyliłam. Uwielbiam czytać to opowiadanie o ich toksycznej miłości.
OdpowiedzUsuńKońcóweczkaaa *w*
OdpowiedzUsuńMam nadziej że doczekam się ich szczęścia <3
Chcę następnyy . To je jak narkotykk ♥
Chcę więcej i więcejjj !
Czekam na nn xxxx
Życzę Wennyy Kociaku <3
Zawsze płacze na twoich rozdziałach. Od samego początku. Ja nawet nie mam pojęcia jak mogłabyś to wszystko rozstrzygnąć. Nie byłabym w stanie tego pisać. Bynajmniej nie teraz. Ale ty sobie radzisz. Idzie ci świetnie, i nie sądzę aby to się zmieniło, choć może być ciężko, bo te opowiadanie nie jest łatwe. Byle wena cie nie opuszczała, kochanie ;) Do następnego.
OdpowiedzUsuńOMG cudowny,teraz nie mogę się doczekać następnego,bo wiem że będzie się coś działo :DD
OdpowiedzUsuńZnakomity!!:-*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, kiedy ich miłość osiągnie następny poziom. Chcę widzieć ich szczęście, a nie to jak zabijają się nawzajem. Coś się w końcu musi stać żeby zmienili swoje postępowanie. Przed nimi całe życie razem i nie mogą go spędzić tak jak dotychczas. To jest niezdrowe dla nich i dla mnie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział, ale chcę zobaczyć ich w innym świetle. Z kwiatuszkami i serduszkami, a nie z mrokiem i śmiercią w powietrzu.
Cudowny rozdział, Kochana <3
Pozdrawiam i życzę weny <33
Bardzo mi się podoba :D Rozdział jest świetny i czekam oczywiście na następny
OdpowiedzUsuńAgan :*
świetne czekam na nastepny :)))
OdpowiedzUsuńŚwietny Kocham <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBOSKI <3
OdpowiedzUsuńGenialny!!!!! <3
OdpowiedzUsuńno i co będzie dalej? już nie mogę się doczekać. czy oni się na siebie rzucą ( sensie miłosnym) czy raczej się pozabijają?! :D omg tyle emocji to opowiadanie we mnie wywołuje! a Ty Pizdeczko nie chcesz mi nic zdradzić! głupia Ty jedna! czekam z niecierpliwością na nowy :D
OdpowiedzUsuńSuper! Kiedy kolejna część ? :3
OdpowiedzUsuńchyba dzisiaj :)
UsuńMegaaaa! Wow fajnie piszesz
OdpowiedzUsuńAle to jest posrane ale coz to mnie zaciekawila
OdpowiedzUsuń