Rozdział 17
Cisza, która zapanowała wokół nas, była przerażająca. Nie
mogłam nic zrobić, sparaliżowana własnym strachem. To były ostatnie chwile
mojego życia. Przyznaję, przez chwile uwierzyłam Jen. Że mogłam uciec przed
nim, nawet jeśli miałam to robić całe życie. Nie bałam się śmierci. Byłam na
nią gotowa w momencie, w którym pozbawił ich życia. Wtedy już wiedziałam, że
prędzej czy później dołączę do nich. Ale nie Jen.
Musiałam w tym momencie coś zrobić. Zostanie w mieszkaniu
i karcenie siebie za popełnienie największego błędu, jak zdradzenie go, nie
mogło nam pomóc. Mrugnęłam kilka razy, aby odgonić łzy i przełknęłam głośno
ślinę. Podeszłam do przyjaciółki i delikatnie złapałam ją za rękę. Podskoczyła
na mój dotyk i odwróciła twarz w moją stronę. Przysięgam, że to, co zobaczyłam
w jej oczach, łamało mi serce.
Zabrudzone tuszem polika i przerażenie w zaczerwienionych
oczach. Mocniej ścisnęłam jej dłoń. Poczucie winy chciało mnie znokautować, ale
musiałam je przełknąć i uratować swoją przyjaciółkę.
- Jen – starałam się, aby mój głos nie drżał – Pamiętasz,
co powiedziałaś? Mamy cały świat do ukrycia.
- Dlaczego tego nie powiesz? – szepnęła rozpaczliwie –
Dlaczego nie powiesz, że będzie dobrze, żeby mnie uspokoić?
Spuściłam wzrok, aby nie dostrzegła moich łez w oczach.
- Nie mogę tego powiedzieć. Przepraszam – wzięłam głęboki
oddech – Musimy iść.
Zostawiłam ją na kanapie zesztywniałą i szybko pobiegłam
do naszych pokoi. Wzięłam walizki i spakowałam w nie najważniejsze rzeczy. Nie
mogłam pozwolić sobie na strach. Musiałam myśleć racjonalnie. Ze wszystkim
zbiegłam na dół i zawołałam Jen do przedpokoju. Kazałam jej się ubierać i
zrobiłam to samo.
- Jedziemy na lotnisko?
- Nie. On tego właśnie oczekuje. Tu też nie możemy
zostać. Mark mógł mieć gdzieś zapisany nasz adres i Harry mógł go zobaczyć.
Mówiłam szybko, próbując opanować swoje nerwy. Jen tylko
przytaknęła i razem opuściliśmy mieszkanie.
Trudno było skupić się odpowiednim planie, gdy w głowie
wyobrażałam sobie, jak wściekły był i co planował nam zrobić. I wszystko, co
mogłam wymyśleć to znalezienie nowego miejsca i schowania się w nim tak długo,
jak trzeba. Nie mogliśmy opuścić Londynu. Liczyłam z wielką nadzieję, że po
kilku dniach odpuści szukanie nas w tym miejscu i pomyśli, że jakimś cudem
przemknęłyśmy się do innego kraju lub dalekiego miasta. Najlepszym wyjściem
było tworzenie jak największej odległości między nami, ale każde lotnisko mogło
być pułapką. Miałam to przeczucie, że właśnie na to liczył. I najprędzej
znajdzie nas w drodze do samolotu.
Wsiadłyśmy w taksówkę i udaliśmy się na drugi koniec
miasta. Jen całą drogę próbowała opanować swój strach i pomóc mi wymyślić jak
zdobyć nowe mieszkanie. Starała się odzyskać nadzieje, że mieliśmy nadal
szanse, ale z jej każdym słowem otuchy, łamał się jej głos i przestawała. Nawet
największy optymista w tym momencie, straciłby wszelką nadzieję.
Po dwóch godzinach jazdy, taksówkarz wyrzucił nas przy
głównej dzielnicy. Zapłaciłam mu i wyciągnęłam nasze bagaże. Po czym zniknął na
Londyńskich ulicach. Rozejrzałam się dookoła i jedynym naszym wyjście było
ruszenie przed siebie. Błądziłyśmy po ulicach szukając wolnych mieszkań. Nagle
Jen zaczęła krzyczeć, że nic z tego, co robiłyśmy nie miało sensu i usiadła na
ławce. Usiadłam obok i spuściłam głowę.
- Sprawdzę w internecie pokoje do wynajęcia w tych
okolicach. Coś musi być – wpadłam na ten pomysł. Wyjęłam z kieszeni komórkę i
przez następne minuty szukałam. Po wielu negatywnych odpowiedziach przemiła
kobieta miała dla nas mieszkanie. Gdy tylko obliczyłam, że było stać nas na
wynajem na najbliższe trzy miesiące, zapewniłam, że pojawimy się na miejscu. I
tak trafiliśmy do budynku z pięcioma piętrami. Po wszystkim w końcu mogliśmy
udać się do naszego schronienia na czwartym piętrze.
W środku zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe zamki.
Zaniosłam nasze bagaże do pokoju i schowałam do lodówki wcześniej zakupione
jedzenie. Wróciłam do salonu i zastałam tam siedzącą w milczeniu Jen. Usiadłam
obok i zamknęłam oczy. Wcale nie poczułam ulgi i bezpieczeństwa. Może byłyśmy
bezpieczne na kilka dni, ale co dalej? Nie mogłyśmy zostać tu na wieczność. W
końcu zostaniemy zmuszone wyjść na zewnątrz.
Kupować jedzenie i znaleźć pracę, gdy wszystkie pieniądze Marka się
skończą. A w każdym miejscu mógł być Harry.
Jen również nie czuła bezpieczeństwa. Tym razem nie
latała jak głupia po każdym pomieszczeniu i nie krzyczała o nowym początku.
Odebrałam ją nadzieją, którą wcześniej zdołała nas obie przekonać do lepszych
dni. Odebrałam jej wszystko. Całą jej przyszłość.
Nie mogłam mieć przyszłości z Harrym. Założyć rodzinę i
mieć własny dom. Szczęście i miłość do końca dni. Ale Jen miała tę szansę. I
nie nigdy nie będę w stanie wybaczyć sobie, że ją jej odebrałam.
- To wszystko moja wina – spuściłam głowę – Nie wiem
nawet jak mam cię przeprosić.
- Nelly nie przepraszaj mnie – jej głos zabrzmiał
głośniej, niż przez ostatnie godziny – Jeśli kogoś mamy winić, to tylko mnie.
Nie chciałaś go wydać. To ja cię nakłoniłam i dałam ci nadzieje. Boje się teraz cholernie, ale nie żałuje.
Każda minuta twojej wolności była warta tego.
- Jak możesz mówić, że to jest warte, Jen? – otworzyłam
szeroko oczy – Nic nie jest tego warte. Nie twoje życie. Nie wiem, co on
planuje i jak mam go powstrzymać. Nie wiem jak mam cię uratować przed nim.
Łzy paliły moje oczy.
- Wszyscy giną przeze mnie. Mogłam posłuchać rodziców. Mogłam
nigdy się w nim nie zakochać i powstrzymać wszystko, co się wydarzyło. Mogłam
ich wszystkich uchronić, ale nie zrobiłam tego. A teraz ty jesteś w niebezpieczeństwie. Przeze mnie – spojrzałam na nią przepraszająco – Powinnam
trzymać cię jak najdalej od swojego życia, dopóki w nim on jest. Powinnam
ratować cię, a nie siebie. A on powinien mnie zabić, tak jak planował. Bo
przeze mnie wszyscy umierają.
Poczułam jej ramiona owijające się wokół mnie. Szeptała,
że nic z tego nie było prawdą. Aż dwie padnięte od szlochania i strachu,
usnęłyśmy na kanapie.
Obudził mnie jakiś dźwięk. Otworzyłam ciężkie powieki i
od razu je przetarłam. Spojrzałam na telefon niedaleko nas, ale to nie on
wydawał te dźwięki. I zanim przyszło mi do głowy,co to było, kolejny dźwięk
dzwonka do drzwi zadzwonił i obudził Jen.
-Kto to? – szepnęła, a strach szybko pojawił się w je
zaspanych oczach.
Dopóki nie zobaczyłam tego, sama go nie poczułam. Szybko
odgoniłam te myśli. To nie było możliwe.
- Pewnie właścicielka zapomniałam nam czegoś przekazać.
Sama siebie przekonywałam tymi słowami. Wstałam z kanapy
wraz z kolejnym dzwonkiem. Przełknęłam strach i odblokowałam zamki w drzwiach.
Wzięłam jeszcze jeden głębszy oddech na uspokojenie i nacisnęłam na klamkę.
Ostrożnie uchyliłam drzwi i wyjrzałam zza nie. Cholera! Jak tylko zobaczyłam
jego sylwetkę, przerażona otworzyłam szeroko oczy i próbowałam zamknąć z
powrotem drzwi. Jednak zdołał na czas włożyć stopę i zablokować moje ruchy. Po
chwili poczułam, że się cofam się do tyłu przez silne pchnięcie od strony
zewnętrznej. Drzwi rozszerzyły się maksymalnie, zostawiając mnie pod ścianą,
schowaną za nimi. Z nadzieją, że nie wejdzie przez nie chłopak, którego
zobaczyłam. Że to nie będzie Harry.
Oddech zamarł w mi gardle, gdy wszedł do środka z
uśmiechem i zamknął za sobą drzwi. W tamtym momencie zapomniałam jak się
poruszać, jak oddychać. Byłam przerażona, jak jego oczy spoczęły na mnie. Jego
głęboka zieleń wyprowadziła mnie bardziej z równowagi. Nie wydawał się być zły.
Stanął przede mną i przycisnął do mnie swoje ciało. Z coraz z szerszym jego
uśmieszkiem, rosło moje przerażenie. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Radzę ci pohamować się z tą nieuprzejmością – ostrzegł
– Oh i kochanie, oddychaj – opuszkiem palców dotknął mojego policzka – Nie
chcemy, żebyś przez to padła nam tutaj trupem.
Zaśmiał się i mamrocząc, że również cieszy się moim
widokiem, złożył pocałunkiem na moich ustach i odsunął się zadowolony.
Śledziłam każdy jego ruch, gdy szedł w głąb mieszkania. Jen równie przerażona,
jak ja, stała przy kanapie. Harry szedł w jej kierunku.
- Jen, jak dawno cię nie widziałem – zaświergotał wesoło
– Miło znów cię widzieć.
- Chciałabym powiedzieć to samo – odgryzła się pomimo
strachu w głowie.
Harry zaśmiał się tylko w odpowiedzi. Przyłapałam siebie,
że nadal nie odzyskałam powietrza. Wzięłam głęboki oddech i już miałam ruszyć z
miejsca, aby ochronić przyjaciółki przed, czymkolwiek planował. Lecz w tym
samym momencie drzwi, znów się otworzyły, a do środka weszła czwórka
pozostałych chłopaków. Każdy z nich posłał mi złowieszczy uśmieszek, który
przyprawił mnie o gęsią skórkę. Ostatni wszedł Zayn i zamknął za sobą drzwi na
wszystkie zamki. Odwrócił się w moją stronę i z fałszywym uśmiechem wskazał
ręką w stronę salonu. Bez słowa zrobiłam to, co kazał i stanęłam przy Jen.
- Jen – Malik przeszedł obok nas – Jeszcze tu jesteś
żywa.
Obie poczułyśmy zimny dreszcz. Jak reszta, jak gdyby nic,
rozsiadł się na kanapie.
- Kochanie nie bądź niegościnna – Harry zwrócił moją
uwagę – Zaproponuj swoim gościom coś do picia.
Odważyłam się spojrzeć w jego oczy.
- Nie ma nic.
I tak miał mnie zabić. Zmrużył oczy.
- Jestem pewny, że coś znajdzie. Prawda? – jego głos tym
razem był surowszy.
Prychnęłam w duchu i bez słowa ruszyłam do kuchni.
Złapałam Jen za rękę i pociągnęłam za sobą.
- Jen skarbie, a ty gdzie się wybierasz? – zawołał za
nami Zayn – Zostań z nami. Jestem przekonany, że Nelly sobie sama doskonale
poradzi.
Po jego słowach, Jen mocniej ścisnęła mnie za rękę.
- Myślę, że potrzebuje pomocy.
Planowałam jak najszybciej zwiać, ale zatrzymał mnie
Harry.
- Ja ci pomogę, kochanie.
Podszedł do nas. Mimo tego nie puściłam ręki
przyjaciółki. Znałam Zayn’a i wiedziałam jakim człowiekiem był. Nie przepadałam
za nim, a teraz obrał sobie za cel Jen. Nigdy nie chciałam tak myśleć, ale mógł
ją zabić bez wahania.
Poczułam chłodny dotyk na ręce, sygnalizujący, że
powinnam puścić dłoń przyjaciółki. Przełknęłam głośno ślinę i zdawałam sobie
sprawę, że sprzeciwianie się mu to była najgorsza rzecz, którą mogłam teraz zrobić.
Mimo tego podniosłam głowę i spotkałam z jego wzrokiem. Z każdą sekundą czerń
przykrywała zieleń w jego oczach na mój upiór. Skrzywiłam się, gdy wzmocnił
uścisk. Ból zmusił mnie do poluzowania uścisku, że Jen mogła łatwo wyrwać rękę,
ale nie zrobiła tego. Tak samo jak ja nie chciałam zostawiać jej samej.
Harry jeszcze mocniej ścisnął mój nadgarstek i
wiedziałam, że był gotowy wykręcić mi nawet rękę, abym tylko puściła. Ból
stawał coraz silniejszy, aż w końcu musiałam poluzować palce. Posłałam Jen przepraszające
spojrzenie i puściłam jej rękę. Harry wzrokiem nakazał jej wrócić do chłopaków,
a mnie wepchnął do kuchni. Rozmasowałam bolące
miejsce i starając się jak najszybciej, zabrałam z lodówki karton soku i chciałam
wrócić. Udałoby mi się, gdyby nie Harry stojący za mną.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz, kochanie – wykrzywił
usta w przebiegłym uśmiechu – A raczej twoja głupota. Myślałem, że zrozumiałaś
czym kończy się, każda ucieczka. Najwyraźniej uwielbiasz mnie wkurwiać. Skoro
jesteś tak nieufna moim słowom i czynom, to udowodnię ci, jak wielkie mają
znaczenie. Ostrzegałem i mogłaś tego uniknąć, gdybyś tylko słuchała. A po tym z
pewnością już nigdy nie przyjdzie ci przez myśl, żeby ode mnie uciec – warknął
oschle.
Zabrał ode mnie sok. Złapał za mój nadgarstek i pociągnął
za sobą. Posłuszna szłam za nim i bez sprzeciwu pozwoliłam mu posadzić siebie
na jego kolanach. Ostrożnie spojrzałam na Jen, która siedziała obok Malika.
Obawiałam się, że Harry odegra się na niej, aby dać mi nauczkę. Spojrzała na mnie
z dokładnie taką samą dezorientacją, która była widoczna w moich oczach. Piątka
chłopaków, których próbowałyśmy wsadzić do więzienia, siedziała na naszej
kanapie i oglądała po prostu mecz. Żadnych krzyków w naszą stronę. Odkąd
jakimś cudem nas znaleźli nie doznałam ich wybuchu złość. Oprócz słów Harry’ego, który mi groził.
Przerażała mnie ta cisza. Może głupotą było niecieszenie
się z tego. Jednak wiedziałam, że cisza zwiastowała najgorsze. Harry nigdy nie
rzucał słów na wiatr i czekałam na jego ruch. Nie mogłam dopuścić, by stała się
krzywda Jen. Nie mogła ponieść moich konsekwencji. Musiałam coś wymyśleć, żeby
ją odciągnąć od nich. Nie mogło być na to za późno. Nie mogło być za późno dla
niej.
Złapałam za ręce Harry’ego i zdjęłam ze swoich bioder. Skarcił
mnie za to spojrzeniem, lecz nie powstrzymał, gdy wstałam i ruszyłam do jednego
z pokoi. Weszłam do ciemnego pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam
do okna i oparłam się rękoma o parapet. Parzyłam na ulice, coraz mniej
zaludnioną. Lampy zaczynały oświetlać drogi, a ludzie wracali do swoich
mieszkań. Chciałam być jedną z tych osób. Chciałam być tacy jak ci obcy ludzie.
Życie pozbawione radości, nadziei i światła było
koszmarem. Każdy dzień męczył i w końcu nadchodziły noce, z których już nigdy
nie chciało się obudzić. Była świadomość, że jutro będzie równie, albo jeszcze
gorsze niż wczoraj. A ciemność nigdy się nie rozświetli. Dla mnie ciemność już
chyba była domem.
Za wszystkie złe rzeczy obwiniałam Harry’ego. Był temu
winien, ale tym razem wszystko działo się z mojej winy. Ja postawiłam Jen na
ich celowniku i wepchnęłam prosto w jego nienawiść. Nie wybaczę sobie tego, że
nie pomyślałam o zagrożeniu, jakie na nią zesłałam. Zdaje się, że po prostu
wierzyłam, że mogłyśmy zacząć od nowa. I zapomniałam, że człowiek, którego
znałam od miesięcy, nie pozwoli siebie wsadzić do więzienia. Zbyt mocno
zapragnęłam czegoś niemożliwego i przestałam widzieć prawdę.
Napięłam mięsnie, gdy drzwi za mną wydały cichy chrobot.
Szybko przetarłam mokrą twarz i obróciłam się, aby stanąć twarzą w twarz z
Harrym. Przełknęłam głośno ślinę i podjęłam się walki.
- Musimy porozmawiać.
- Oh tak, masz mi dużo do wyjaśnienia.
Korzystając z przestrzeni, która nas dzieliła, wyminęłam
go i stanęłam na drugim końcu pokoju. Wiedziałam, że gdyby chciał, to by mnie
zatrzymał. Ale on wolał się bawić. Jak zawsze.
- Ona nie ma nic z tym wspólnego – oparł się o parapet i
zmarszczył brwi – Jen nie ma nic z tym wspólnego. Zostawcie ją w spokoju.
Próbowałam mówić z pewnością siebie, ale wyszło jak
błaganie. Chociaż właściwe to robiłam.
- W takim razie co tu robi?
Śledził każdy mój nerwowy ruch.
- Zmusiłam ją do ucieczki ze mną.
Zobaczyłam, jak próbował stłumić śmiech na moje słowa.
- Zmusiłaś Jen do ucieczki z tobą – powtórzył pod nosem
rozbawiony. – I mam ci w to uwierzyć? – nagle stał się poważny – Naprawdę
myślałaś, że uwierzę ci, że miałaś w
dupie to, że przez to mogą ją zabić? Nie poświęciłabyś jej życia. Więc,
zakładam, że to ona była powodem twojej zdrady. I przestań kłamać kochanie, bo
chyba nie zdajesz sobie, jak wielki błąd popełniłaś i kłamiąc mi prosto w oczy,
pogarszasz waszą sytuację – z każdym słowem przybliżał się do mnie – Jeszcze
jedno kłamstewko, cokolwiek co mi nie spodoba, ona zginie.
- Zabiłeś moich rodziców i myślałeś, że wpadnę ci w
ramiona? – krzyknęłam bez zastanowienia. Doprowadził mnie do gniewu grożeniem,
że zabije ostatnią osobę, która mi została – To oczywiste, że chciałam, abyś za
to odpowiedział! I wiesz co? – kpiłam gniewem i nie mogłam powstrzymać słów
wypadających z moich ust – Z radością wydałam cię i twój pieprzony gang.
Każdego wieczora modliłam się, byś tam zdechł!
Umilkłam, gdy jego czarne tęczówki ze złością spojrzały w
moje. Nagle wyparował ze mnie cały gniew i zastąpił go strach. Zaczęłam żałować
swoich słów.
- Nie tak dawno byłaś gotowa ze mną spędzić resztę
swojego życia – warknął.
- Uwierzyłam, że nie miałam innego wyjścia.
Uśmiechnął się z grozą.
- I nie masz – szepnął mi prosto w usta i odwrócił się,
aby wyjść.
- Wiesz co, Harry? – zawołałam za nim, gdy złość znów
wróciłam. Nie wiedziałam, dlaczego nie potrafiłam się zamknąć – Jesteś tak
popierdolonym chujem. Niszczysz mi życie i wściekasz się, bo próbowałam się
ciebie z niego pozbyć. – odwrócił się w moją stronę wściekły, ale to mnie nie
powstrzymało przed mówieniem dalej – Gdybym miała okazję, zrobiłabym to jeszcze
raz. Tylko tym razem zostałabym i patrzyła z przyjemnością, jak gnijesz i jak
uchodzi z ciebie życie, tak jak ze wszystkich osób, które zabiłeś. W tym moich
rodziców popierdolony sukinsynie i przestań do chuja mi grozić i mojej
przyjaciółce śmiercią, tylko zrób to, bo nie chce dłużej przy tobie być. Wole
umrzeć niż spędzić z tobą całe życie! – krzyknęłam na jednych tchu z odwagą,
która okazała się tylko chwilowa.
Stał przede mną z mocną zaciśniętą szczękę. Z czernią,
która pochłonęła zieleń w wściekłości. I to właśnie one mi mówiły, że za chwile
pożałuje swoich słów. Stałam nagle cała sparaliżowana w ciszy.
- Malik! – nagle wrzasnął i zaczął podchodzić bliżej.
Instynktownie cofnęłam się do tyłu i po dwóch krokach wpadłam na ścianę. Stanął
tuż przede mną, ale nasze ciała nie dotykały się. Jakby dawał mi tą
przestrzenią szansę do ucieczki. Jakby dawał mi szasnę, do popełnienia
kolejnego błędu.
Dopiero po chwili postrzegłam, że zapanowała całkowita
ciszy i nawet telewizor musiał zostać wyłączony. Wszyscy musieli usłyszeć naszą
kłótnię. Czekałam z zapartym tchem, aż Harry ją przerwie i nie spodziewałam
się, że tą okrutną ciszę przerwie krzyk Jen. Otworzyłam szeroko i rzuciłam się
do biegu. Nim zdążyłam minąć Harry’ego jego ręką zablokowała mi drogę i z
całych sił popchnęła mnie na ścianę, od której boleśnie się odbiłam. Po czym
przywarł do mnie całym ciałem, gdy ja ciągle próbowałam wydostać się z jego
silnego uścisku.
- O kilka słów za dużo – warknął do mojego ucha.
- Zostawcie ją! – wrzasnęłam.
Zaczęłam bardziej odpychać jego ciało i próbować wydostać
się. Ze łzami na mojej twarzy, błagałam, by ją zostawili.
Dobry, kociaki.
Wiem, że obiecałam ich miłość i pojawi się. Na razie trudno zrobić nagle wielki słodki romans z tej fabuły i z tego jakim dupkiem jest Harry, który robi niewybaczalne rzeczy. Ale i tak mnie kochacie, prawda?
Wiem, że obiecałam ich miłość i pojawi się. Na razie trudno zrobić nagle wielki słodki romans z tej fabuły i z tego jakim dupkiem jest Harry, który robi niewybaczalne rzeczy. Ale i tak mnie kochacie, prawda?
I wiem, że chcecie mnie znów zabić, za kończenie w takim momencie. Pamiętajcie - love you xx
Boże, zgon na miejscu. Rozdział idealny i czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńjezuu *-*
OdpowiedzUsuńswietny, uwielbiam tego bloga ;3
czekam z.niecierpliwoscia.na.nowy :D
Co sie tam kurwa dzieje? :o
OdpowiedzUsuńZwaliłaś mnie z nóg... Po prostu nie wiem co pisać.
OdpowiedzUsuńProszę, nie każ nam długo czekać na kolejny rozdzial
Jezus ten rozdział...OMGF
OdpowiedzUsuńPodłączam się do komenatrza u góry.Mam nadzieję,że nie wystawisz mnie na śmierć,każąc czekać na następny haha :D
ale ja chyba nie wytrzymam tygodnia do następnego,jestem tego pewna ocibroicubeouinjs
OMG !
OdpowiedzUsuńKońcówaaa ;o
Jaa również mam nadzije że dodasz szybciej bo nie wytrzymam aż tygodnia ;c
IDEALNY. Perfect :D
Czekam na nn :*:*
Nie. Już Ci mówiłam że nie możesz ją usmiercic! Pizdo moja jedna nienawidzę Cię coraz bardziej. Masz to kończyć w innych momentach!
OdpowiedzUsuńEkstra rozdzial. Co ja mam pisać? Cudny no genialny. Next jak najszybciej błagam:-)
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY !!!!!!!
OdpowiedzUsuńMyśle że to może być tak: Malik zastrzeli Jen. Nelly powie Harremu tak(akcja bedzie rozgrywała się przy wszyskich): i co zadowolny jesteś. Z siebie. nie mam już nikogo:'( mam doś mam doś tego że przezemnie niewinne osoby tracą życie dlaczego poprostu mnie niezabijesz' bo co bo mnie kochasz ty niewiesz co to znaczy wy niewiecie co to znaczy nierozumiem was jak możecie patrzeć na siebie w lustrze jak możeciespokojnie zasypiać z wiedząc że niewinna osoba straciła przez wqs życie jak możecie na to patrzeć. A jakby wam ktoś zatrzeli osoby ważne dla ciebie jak by wam zzbili rodzine przyjaciól wasze dziewczyny koleżanki niewinne osoby,które chciały wam pomuc co jak wy byście się czuli co? Co zrobili byście na moim miejscu Harry jeśli mnie nie zabijesz to kasz z robić to im albo sama to zrobie bo niemoge na to patrzećjak niewinne osoby tracą życie
OdpowiedzUsuńJAKI SPOILER XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCo to znaczy? Możecie mnie wziąść za jakoś kretynke ale po prostu jestem ciekawa
Usuńto jest jakby zdradzanie co wydarzy się w kolejnym rozdziale . ale nie zawsze akurat ten spoiler musi być prawdziwy.
UsuńAha
UsuńMam ochote kopnąć cie w dupe i przytulić. W takim momencie? Ty mnie nie kochasz? W każdym razie rozdxiał MEGA!
OdpowiedzUsuńZ jednej strony chce żeby byli razem a z drugiej żeby zgnił w pierdlu.
Ja bym nie dała rady z nim żyć i mu wybaczyć:-*:-*<3<3
Jak mogłaś mi to zrobić, co? Boże, dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Nie zgadzam się, rozumiesz? Nie chcę żeby tak było, no! Oni mają być razem i żyć w szczęściu i zgodzie, a nie w nienawiści i przemocy. Jestem bardzo zła, kurde.
OdpowiedzUsuńJen ma żyć! Rozumiesz? Nie ma innej pieprzonej opcji!
Mam ochotę uderzyć Cię rondlem w łeb, wiesz? Ugh, mam dość. Nie możesz im tego robić, no!
Ale rozdział jest wyjebisty *.* Dlaczego Ty masz taki wielki i piękny talent, a ja nie? Co?! No właśnie, to niesprawiedliwie -.-
Ale kocham Cię Alekso moja Kochana!
Pozdrawiam i życzę weny xx
JAK MOŻESZ BYĆ TAKA WREDNA? :C
OdpowiedzUsuńWeź proszę napisz coś jeszcze w tym tygodniu,bo zwariuję
nosi mnie po cały domu
PROOOOOOOOOOOOSZĘ
BŁAAAAAAGAM
Ja umre chyba no :C
Uwielbiam,jak Harry się złości
OdpowiedzUsuńale mam nadzieję,że zostawisz Jen xd
Mam nadzieję,że Malik jej nic nie "zrobi"
Boskieeee :) Mam nadzieję, że oni jej nie zabiją... Spodziewałam się czegoś takiego :) Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńAgan :*
K o c h a m. C i ę!!
OdpowiedzUsuńTo jest zajebiste.
To jest jedno z lepszych FF.
:D BlackAngle x